VI JAROSŁAWSKIE POTYCZKI ORTOGRAFICZNE

JAROSŁAW 2013

ZWYCIĘZCY DYKTANDA

 

Kategoria gimnazjum:

 1 - Kamil Gmiterek z Gimnazjum w Łukawicy

  2 - Gabriela Górska - Gimnazjum Publiczne nr 5 w Jarosławiu

 3 - Magdalena Olszówka - Gimnazjum Publiczne nr 1 w Jarosławiu

 4 - Patrycja Krawiec - Gimnazjum w Pełkiniach

 5 - Barbara Wrzesień - GP nr 5 w Jarosławiu



Kategoria ponadgimnazjalna:

 1 - Alina Zięba - Zespół Szkół Ogólnokształcących i Zawodowych, Przeworsk

 2 - Gabriela Bury - I LO, Jarosław

 3 - Dominika Jeżowska - ZS Technicznych i Ogólnokształcących, Jarosław

 4 - Anna Żołyniak - ZS Drogowo-Geodezyjnych i Licealnych, Jarosław

 5. Tomasz Pajda - ZS Ekonomicznych i Ogólnokształcących, Jarosław


Kategoria student:

 1 - Matylda Zatorska

 2 - Agata Kołcz

 3 - Ewelina Przeszło



Kategoria mieszkaniec:

 1. Aneta Sztaf

 2. Sylwia Blajer

 3. Piotr Stęchły



 Kategoria VIP:

 1. Maria Żak - dyrektor Instytutu Humanistycznego Państwowej Wyższej Szkoły Techniczno-Ekonomicznej, Jarosław

 2. Danuta Kolek - kierownik Biblioteki Pedagogicznej, Łańcut

 3. Mariusz Czajka - dyrektor ZS Licealnych i technicznych, Jarosław

 

 

TEKST DYKTANDA

    Król Gryzipiór

    To był na pewno najbardziej sczerniały niedźwiedź w borze. Inne były szarobure lub brunatnoczarne. Każde zwierzę
w borze miało swoje marzenia. O marzeniach pustułki wiedzieli już wszyscy, a niedźwiedź nigdy o nich nie mówił.
Bóbr żyjący niedaleko lasu zawsze chciał polecieć do Namibii albo przynajmniej do Szczebrzeszyna. Lubił huczeć
w chaszczach i chyżo przemierzać przestrzenie, które były terenem króla Gryzipióra. Król Gryzipiór to stary kruk
z rozcapierzonymi piórami, chodzący w różowo - pomarańczowym tużurku, który zżarłby nawet nieświeżą papaję.
Jego koloraturowe pienia znał nawet Anioł Stróż, a tętent jego stóp obudziłby każdego. Mówiono, że był żonobójcą,
ale kto wierzy w takie niewyjaśnione historie? Podkuwanie koni, tłuczenie paździerzy, uczenie się ortografii to było jego hobby. Śpiewał chorały, miał chuderlawą posturę i był miłośnikiem kaszy gryczanej. Czasem jak Indianin
z plemienia Siuksów, którymi był zauroczony, chodził po borze z tomahawkiem i opowiadał, że do Indian Ameryki Północnej zalicza się rdzenną ludność żyjącą na południe od Arktyki zamieszkałej przez Eskimosów i na północ
od Mezoameryki (Ameryki Łacińskiej). Mówił o Subarktyce, Irokezach, a także o najbardziej wojowniczym plemieniu Wielkich Równin - Kiowa, które żyło w górnym biegu rzeki Yellowstone. Tymi historiami obdarzał każdego,
kogo przyuważył na drodze. Wszyscy od niego uciekali, nawet po potłuczonym szkle, ale on miał skrzydła i tak dopadał zawsze znienacka każdego. Tych niestworzonych opowieści nie słuchałby nawet ministrant w komży, a co dopiero zwierzę ranną zorzą. Kolumna dorycka by tego nie wytrzymała ani żadna żona. Był okrutnym zrzędą i nikt przed nim nie czmychnął. Jedynie bóbr radził sobie z tym problemem. Widząc kruka w pobliżu, zanurzał się w bajorze po szyję
i czuwał, kiedy może się wynurzyć. Tak żyło się w borze, i nawet można rzec, że ciekawie. Tylko kto w to uwierzy?

                                                                                        Ewa Błachowicz